środa, 30 marca 2011

Czas na wieś




Dwa Domy. Trochę zaniedbałam na blogu ten na wsi, ale już wiosna, już wyczekujemy cieplejszych dni, by móc spędzić tam pierwszy weekend, rozpalić ognisko, pooddychać świeżym powietrzem. Tak jak my, tęsknią też dzieci. Dla nich to co rok wielka przygoda. Zabawki i wszystkie kąty do odkrycia po raz kolejny. Dla dwuletniej Jagódki to nowy świat, bo pewnie nie pamięta pobytów sprzed zimy. Teraz już bardziej samodzielna, będzie podbijała podwórko i dom.

Pokażę parę zdjęć obrazujących przemianę naszej letniej ostoi. Zdjęcie u góry, najprawdopodobniej z 59 roku, to jedyna stara pamiątka z wizerunkiem naszej chaty, pokrytej jeszcze strzechą. Na fotografii ciotka mojego męża, która mieszkała tutaj do 1988 roku.
Ale od początku. Nie wiemy ile dokładnie lat liczy dom. W obecne miejsce był przeniesiony z pobliskiej wsi na początku XX wieku. Tutaj urodził się dziadek męża.
Chata nosi ślady przenosin, belki ponumerowane są kolejno ponacinanymi kreskami, które ułatwiały odtwarzanie konstrukcji. Widoczne są ślady sztukowań. Dom zbudowany jest z sieni i magazynku, w którym urządziliśmy kuchnię oraz dwóch izb. Pierwotnie większa tzw. biała izba pełniła funkcje reprezentacyjne. Druga, czarna była częścią mieszkalną.
Rodzina po wojnie rozjechała się po Polsce, w poszukiwaniu lepszego życia. Na gospodarstwie pozostała samotna ciotka, opuszczona przez męża. Wokół tego tematu krążą różne opowiastki, jednak tajemnica została zabrana do grobu. Janina spędziła tu resztę życia, ciesząc się szacunkiem we wsi. To u niej w domu co roku wszyscy mieszkańcy zbierali się z wielkanocnymi koszami na święcenie. W kilka lat po jej śmierci rodzice męża postanowili zaadaptować działkę na letnisko. Ich prace skupiły się głównie na zagospodarowaniu zieleni. Nie było to łatwe, bo za życia ciotki były tu kury, a więc podwórko było typowo wiejskie, z krzewami, ogródkami, zawalone wszystkim, czego szkoda było wyrzucić. Udało się wynegocjować oddzielny dojazd do działki, gdyż wcześniej można tu było dojść ścieżką przez ziemię sąsiada tuż przed jego domem.




Tutaj dom jaki pamiętam z pierwszych odwiedzin na wsi. (Dach kryty czarną papą najprawdopodobniej od lat 60-tych.) Było to za czasów panieńskich, mąż wiedział, że lubię starocie i przewidział, że widok mnie oczaruje. I zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
Po kilku pobytach tutaj już widziałam oczami wyobraźni jak ten dom odżywa.
A w następne lato wzięliśmy dłuta w ręce i zaczęło się.




Pokój, który najwyraźniej był uczęszczany od święta, łuszczył się od wielu warstw farb,we wszystkich możliwych kolorach. Ściany zdobiły wzorki z rolki modne w latach 70-tych. Wiele desek po odkryciu okazała się być w kiepskim stanie, ubytki pozalepiane były gliną, która kruszała, ale to nas nie zraziło. Szczeliny uszczelnione są mchem i gliną. Konstrukcja domu jest zdrowa. Można podziwiać dawne techniki obróbki drewna. Bale odpowiednio osuszone i kąpane w solankach przetrwają jeszcze wiele lat. 




Dom okazał się prawdziwą kopalnią skarbów. Ciotka nie miała potomstwa, nikt nie namawiał jej na "modne" segmenty i sprzęty, którymi ludzie na wsiach chętnie zastępowali wiekowe meble. Zachowały się szafy, kredensy, gliniane garnki. Z radością w oczach odkrywałam piękne przedmioty.
Pod ceratą okrywającą stół, był szydełkowy obrus. Na strychu kolejne gliniane naczynia. W szafach wyszywane makatki, w "kurniku", który służył za komórkę, wezgłowia do łóżka, kuchenne półeczki.
Wszystko to czyściłam i eksponowałam na światło dzienne. Każdy przedmiot znalazł swoje miejsc.
Tu się mogłam realizować. Ale przede wszystkim wspólną pracą stworzyliśmy miejsce do odpoczynku, spotkań z rodziną i ze znajomymi.  Miejsce, które dla naszych dzieci jest jak drugi dom.