Oto moje pierwsze wypieki. Zawsze chciałam poczuć w domu zapach pieczonego chleba i właśnie zostałam obdarowana sprzętem, który takie chlebki piecze. Teraz łatwiej dążyć do zdobycia miana gospodyni doskonałej:). To wielka frajda dla maluchów. Na zdjęciach widać eksponaty uszczuplone o parę kromek.
Pokazuję też ramę, która może już przewinęła się na jakimś zdjęciu. Tutaj już w nowej, białej szacie.
Ramę, jak też wszystko co przemalowuję, potraktowałam farbą Beckers z mieszalnika wybierając złamaną biel. Te gotowe są śnieżno białe. Pokryłam warstwę woskiem, a następnie tą samą tylko rozwodnioną farbą z dodatkiem brunatnego barwnika pomalowałam całość. Na koniec przetarłam
ramę włóknem do szlifowania drewna, papier ścierny mógłby niszczyć podstawową warstwę. I rama gotowa. W swym pierwotnym stanie, również w poprzednim naszym mieszkaniu, wisiała pusta. Goście ciągle dopytywali, co w niej będzie. I nadal jest samotna. Było w planie pele mele, ale jest za duża. Nowy pomysł już mam w głowie, tylko wszystko w swoim czasie.
A oto rama przed przemianą.
Zawsze lubiłam starocie. Wydawały mi się ponadczasowe, ponad wszelką modą. Przygarniałam wszystko, co się dało, kierując się zasadą, co wpadnie w oko. W urządzaniu nie zależy mi na doborze do kompletu. Właśnie te mebelki, bibeloty mają tą zaletę, że wystarczy, że tworzą odpowiedni klimat. Można łączyć maści i epoki, dodawać współczesne imitacje. Są kolekcjonerzy dla których ważna jest sygnaturka, bez problemu ocenią wiek mebla, oryginalność okuć . To też cenne hobby. Mi wystarczy zapach starocia, nawet stan nie musi być idealny. Lubię, gdy mebel nosi na sobie ślad czasu.
I oczywiście bielenie, malowanie, przecieranie. To otwiera nowe możliwości. Wnętrze na wzór prowansalskich zyskuje światło i świeżość , można zestawiać białe elementy z klasycznymi meblami. Dodawać współczesne ozdoby świetnie wpisujące się w ten klimat. Coraz więcej jest pięknych tekstyliów, dekoracji, ceramiki. Aż przyprawia to o zawrót głowy.